środa, 5 marca 2014

Rozdział 1



  Jo obudziła się z niewyobrażalnym bólem głowy. Rozejrzała się po pokoju. Białe ściany i równie białe meble. Przez ułamek sekundy poczuła się jak jakiś zagubiony anioł w niebie. Jednak gdy drzwi otwarły się z ogromnym skrzypnięciem dotarło do niej, że znajduje się w szpitalu. Jakiś wysoki chłopak podbiegł do jej łóżka.
- Jak się czujesz? - spytał, ale nie była w stanie mu odpowiedzieć. Usta odmawiały jej posłuszeństwa.
Podniosła się na łokciach i tylko dotknęła palcem czoła licząc, że chłopak zrozumie o co jej chodzi. Nie rozpoznawała jego twarzy. Nic nie pamiętała. Przebłyski wspomnień rozpływały się jak lody w lecie. Były przez kilka sekund po czym uciekały.
- Doktorze, chyba nie jest z nią dobrze - chłopak zwrócił się do mężczyzny stojącego w drzwiach.
- Zostawmy ją samą. Musi dojść do siebie - odparł i przywołał chłopaka gestem dłoni.
Gdy tylko zamknęli drzwi wzrok Jo zaczął szwankować. Meble zaczęły rozmywać się i powoli przemieniały się w małe plamki. Dziewczyna zamknęła oczy i pokój wypełniła ciemność.
------------------------------------------------------------------------------------------
- Straciła pamięć. Wspaniale. Wszystko idzie zgodnie z planem - zgarbiony starzec uśmiechnął się ukazując krzywe, żółte zęby.
- No nie wiem. Emma nie przygotowała mocnej dawki. Przecież dopiero się uczy. Chyba trochę za bardzo jej ufasz. Nie jest taka mądra jak się wydaje - wysportowana kobieta usiadła na szarej kanapie.
Znajdowali się w wielkim pomieszczeniu. Na środku stał podłużny, drewniany stół. Obok ustawiono kanapę i kilka krzeseł. Przez okna można było oglądać spokojne morze i ogromną plażę.
- Och, Ellie. Bierzesz to wszystko śmiertelnie poważnie. Dziewczyna nie przypomni sobie kim jest przez przynajmniej tydzień. Do tego czas zdążymy zawładnąć światem i polecieć na wakacje na Karaiby - ziewnął zmęczony. - Wiesz, że pan nie lubi czekać. Postępuj zgodnie z Zasadami, a wszystko będzie dobrze. Może teraz przedstawisz mnie Jo nr. 2. Z chęcią poznam ją bliżej.
Kobieta wywróciła oczami i zniknęła za wielkimi, starymi drzwiami. Wróciła po chwili prowadząc wysoką blondynkę. Starzec zaśmiał się złowrogo.
- Do dzieła.
-------------------------------------------------------------------------------------------
  Madeline stanęła przed wielkim lustrem i okręciła się wokół własnej osi. Miała na sobie błękitną sukienkę i fioletowe szpilki. Jej długie, kasztanowe włosy opadały falami na ramiona, a na jej szyi wielki wisiorek w kształcie litery M mienił się kolorami tęczy. Wyglądała cudownie. Kevin miał po nią przyjechać jakiś 5 minut temu. Wyjrzała przez okno, w nadziei, że ujrzy jego srebrną toyotę, ale na podjeździe nie stało żadne auto. Wyjęła z torebki telefon i wykręciła numer chłopaka. Poczta głosowa. Super. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Zerwała się i sprintem przebiegła korytarz. Gdy wreszcie dopadła klamki wygładziła włosy i otworzyła drzwi. Wysoki blondyn obdarzył ją słodkim uśmiechem i bez zaproszenia wszedł do środka.
- Spóźniłeś się - fuknęła, ale nie umiała długo się na niego złościć. Wręczył jej bukiet kwiatów i zrobił przepraszającą minę.
- Wychodzę - krzyknęła.
- Jasne. Baw się dobrze - z kuchni głowę wychyliła wysportowana kobieta.
- Dzięki Ellie - Mads odgarnęła włosy z oczu i wyszła na ganek. Nigdy nie przepadała za Ellie. Jej przybrana matka robiła co mogła, by poprawić ich relacje, ale na nic się to nie zdawało. Madeline musiała znosić nie tylko jej towarzystwo. Ostatnio wprowadził się do nich jej ojciec. Stary zgorzknialec. Kevin poprowadził ją do drzwi toyoty i wytwornym gestem zaprosił ją na siedzenie obok kierowcy. Zachichotała i wpakowała się do samochodu. Jej życie było takie idealne. Było. Jak teraz tak o tym myśli, wspominając ten wspaniały wieczór, ma ochotę płakać. Wszystko się popsuło. I winna jest temu tylko jedna osoba...

-----------------------------------------------

Głupio mi się do tego przyznawać, ale rozdział gotowy był już 13 lutego XD. No cóż. Brak czasu, brak weny. Podobał się? Następny, obiecuję, że będzie szybciej :D.